BLOG NALOGOWCA

Presja związana z narzuconym przez siebie tematem - wstydu, przytłoczyła mnie na tyle, że tak długo zbierałem się do kolejnego wpisu.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Wiele się wydarzyło, wiele nasunęło wniosków. Wiele emocji. Również wiele używek. Po przemyśleniu "niestety" zastąpiło "również", dlaczego?
Ponieważ każdy medal ma dwie strony. Jedna z nich to złamanie abstynencji, druga zaś to szansa na wyrażenie swoich emocji bez skrępowania.
Dzisiaj nie odczuwałem wyrzutów sumienia z powodu zażycia, a jedynie przez dążenie do złamania abstynencji prowokując partnerkę która również mierzy się z tematem uzależnienia.

Są tacy którzy się złoszczą i krzyczą, mi bliżej do grupy osób które pod presją emocji milkną.
W dzieciństwie było to nieznośne i krępujące. Gula w gardle która uniemożliwiała wyduszenie z siebie chociażby słowa. Gdy w końcu udało mi się to przełamać zwięzłość i bezpośredniość powodowały, że nie raz kogoś uraziłem. Z czasem przerodziło się to w milczenie, głownie z obawy przed urażeniem rozmówcy.
Nauczyłem się mówić o emocjach w sposób taki, jakbym opisywał coś słownikowo. Czasem wręcz wyrażam się bezosobowo.

Jestem gadułą. Zawsze lubiłem zabawy słowne i podziwiałem złożoność naszego języka, jednak nie zawsze piękne słowa wystarczą do wyrażenia siebie. Używki bardzo pomogły mi się w tej dziedzinie otworzyć i pozwoliły zobaczyć światło dzienne słowom które na trzeźwo nie przeszły by mi przez usta.

Z perspektywy osoby trzeciej rozmowa dwóch osób pod wpływam stymulantów była nie do ogarnięcia. Jednak mimo kilkukrotnego zaznaczania, że to nie miejsce i stan, obydwaj nie mogliśmy się pohamować i nawiązała się wymiana zdań. Na początku w formie monologów, jednak bezpośredniość mojego brata podczas wyraźnego przyjmowania swoich przypuszczeń za fakty sprowokowała mnie do przerwania milczenia.
Początkowo chciałem mu utrzeć nosa, dopiec w odpowiedzi na słowa odebrane przeze mnie jako ocena, w stosunku do której odczuwam lęk. Jednak wobec wcześniejszych wniosków z tego dnia postanowiłem wykazać się większą asertywnością i przełamując barierę pozwoliłem, zamiast ciszy, na krótkie, zwięzłe i bardzo bezpośrednie wyrażenie tego co czuję. Bez przygotowania, spontanicznie i w mojej opinii trafnie. Mam wrażenie, że brata zaskoczyła moja postawa - poprosił o dokończenie rozmowy w gabinecie przy następnym spotkaniu.

Nawiązując do wstydu - nie wstydzę się brata. Jednak już jakiś czas temu dotarło do mnie, że rady w oparciu o moje doświadczenia, którymi chciałbym się podzielić by uniknąć części cierpienia mijają się z celem, dlatego, że odbierane są moralizatorsko.
Niedawno brat, w porozumieniu z mamą, zaprosił nas do uczestnictwa w terapii rodzinnej. Spotkanie zainicjowała mama w ramach swojej terapii dla osób współuzależnionych. Zgodziłem się z entuzjazmem, wiedząc, że pod okiem terapeuty brat ma szansę na uświadomienie sobie swojego stanu i ma możliwość skorzystania ze wsparcia rodziny. Na dwóch pierwszych spotkaniach zachowywał wyraźny dystans, jednak dzisiaj odkryłem, że chciałby wiele spraw omówić.

To tyle pod tytułem długiego wstępu. Dlaczego o tym wspominam i jak się to wiąże ze wstydem?
Otóż przez błędne rozumienie oceny czułem wspomniany wstyd. Przełamanie go było konieczne do kontynuowania procesu ustalania granic, do których wyznaczenia niezbędna jest analiza potrzeb i oczekiwań. Zaskoczyło mnie to, że pierwszy raz od dłuższego czasu udało nam się nie zakończyć rozmowy zaledwie po wyrażeniu swoich zdań. I zamiast milczenia wynikającego z założenia, że do brata nic nie trafia, przedstawiłem swoje wnioski odsuwając obawy przez urażeniem rozmówcy na drugi plan.
Na jego twarzy rysował się grymas zdziwienia. Zauważyłem, że taki sposób konwersacji jest mu bliższy i oczekuje więcej "brutalnej prawdy" w temacie terapii odwykowej.

Uczuciu wstydu można również przyjrzeć się z innej perspektywy - gdy zamiast ograniczenia w podejmowaniu działań wynika z konsekwencji działań wykonanych. Co mam na myśli?
Wstydzę się tego, że jestem uzależniony i nie zawsze nad sobą panuję.
Wstydzę się tego, że będąc nieświadomym raniłem osoby z mojego otoczenia.
Wstydzę się tego, że pod wpływem zrobiłem wiele głupot ignorując możliwe konsekwencje.
Nie oznacza to jednak, że powinienem robić z siebie męczennika i rozpamiętywać ten wstyd w nieskończoność użalając się. Emocje są jak paragon - pojawiają, coś wyrażają i przemijają.

Poruszając temat wstydu nie mógłbym nie wspomnieć, że może on wynikać również z błędnych przekonań.
W moim przypadku było to przekonanie dziadka o słabych postępach w moim życiu. Wstydziłem się, że nie jestem w posiadaniu albo nie zrobiłem jeszcze tego co - zdaniem dziadka - powinienem, nie zważając na różnicę dwóch pokoleń i pół wieku różnicy.

Jestem zaskoczony tym, w jak wielu miejscach na mojej mapie emocjonalnej niezidentyfikowane pola mogę zaznaczyć właśnie jako wstyd. Jest to wynikiem zmiany nastawienia z nieskończonego analizowania przeszłości do określenia jakie zmiany w teraźniejszości mogą wpłynąć na oczekiwaną przyszłość.

Na koniec chciałbym jeszcze przedstawić przykład odczuwania wstydu z powodu zachowania innego człowieka i tego jakie są jego konsekwencje.
Bohaterami są matka samotnie wychowująca dzieci i jej najmłodsza córka. Zachowanie córki pozostawia wiele do życzenia, a odczuwanie przez matkę wstydu za zachowanie dziecka powoduje negatywne nastawienie się rodzica i w konsekwencji pogłębianie się nawarstwionych już problemów wychowawczych.