BLOG NALOGOWCA

Emocje mają to do siebie, że nie trwają wiecznie. I może nie jestem psychologiem, ale coś na ich temat wiem. Głównie ze względu na to, że nie radzę sobie z nimi najlepiej. Na szczęście jest pewien łatwy sposób żeby je opanować: przeczekać. Tym właśnie chciałbym się dzisiaj podzielić - moimi przemyśleniami na ich temat, a nawet częścią z nich spróbować podzielić. Tymi których w ostatnim czasie miałem nadto.

Wydarzenia ostatniego tygodnia mocno na mnie wpłynęły, lecz co najważniejsze, tym razem nie skończyło się to złamaniem abstynencji. Może to przez treningi, może przez zaangażowanie w projekt związany z moją pasja, a może przez całokształt. Jestem przekonany, że największą cześć roboty zrobiły odpowiednio od kolejności leki, terapia i odcięcie się od pewnych osób. Jak wspomniałem w poprzednim wpisie - zrozumienie różnicy między abstynencją i trzeźwością wyprowadziło mnie z pewnego błędu myślowego. Utrzymując nawet częściową abstynencję od (na ten moment) 24 dni trzeźwość mojego myślenia znacząco się poprawiła. Dlaczego częściową?

„Nie od razu Rzym zbudowano”

Chłodny wieczór nie przeszkadzał krzątającym się po garażu osobom. Tamto miejsce ma to do siebie, że przyciąga. I myślę, że nie tylko przez życzliwość właścicieli, ale przez atmosferę na którą składa się również chęć pomocy i przede wszystkim rajdowa pasja. Każdy samochód który stał się stałym bywalcem tego miejsca posiada właściciela podzielającego co najmniej zamiłowanie do motoryzacji.

Tego dnia plan zakładał montaż przodu, zbiornika i wału. Bunia, bo tak na początku mówiłem o swojej blaszanej miłości, miała wyjechać o własnych siłach. Zarabianie końcówek przewodów hamulcowych okazało się nie być tak proste, jakim było w teorii. A może to tylko problem z obsługą nowego narzędzia? Ciężko mi było to stwierdzić. Faktem było to, że z braku wiedzy musiałem poprosić o pomoc. Włącznie ze mną odbyła się prezentacja 3 różnych technik wykonania, nie mniej jednak podczas odpowietrzania okazało się że każda z nich była skuteczna.

„A tobie co się tak ręce trzęsą, masz delirkę”

Chwile wcześniej, po przyjeździe kolejnych osób, naradzaliśmy się rytualnie w oparach dymu. Nieodzowna część, przynajmniej dla mnie, zwieńczająca pracowity dzień. Gdyby nie słowa majstra nie wyłapałbym tego co wtedy czułem. Z jednej strony było to uczucie dobrze mi znane, ale pochłonęło mnie na tyle, że odebrało zdolność logicznego myślenia i odpowiedniego zareagowania. Po raz kolejny zawiódł łącznik emocjonalno-logiczny. Wystarczył moment, żeby poczuć presję. Nie potrafiłem tego nazwać, ale teraz już wiem, że to był lęk przed oceną. Mocno to przeżyłem, bo w tym samym miejscu zdarzało mi się to już kilkukrotnie. W innych również, ale tym razem, tak jak podczas cotygodniowych wizyt w gabinecie, poczułem się swobodnie w takim stopniu żeby wyrazić to co czuję. Wypowiedziane słowa mają moc.

Zanim rozwinę sytuację chciałbym się cofnąć do pytania które usłyszałem wcześniej tego samego dnia: Co daje mi ta terapia? Przecież dalej zażywam. Przecież dalej piję i palę. W życiu nic się nie dzieje przypadkiem, tak i tym razem uważam, że gdyby nie to pytanie wydarzenia mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Patrząc wstecz, takie stresujące mnie sytuacje kończyły się zazwyczaj ucieczką. Lecz, tak półżartem, jak mógłbym porzucić Bunie?

Chciałem napisać, że pierwszy raz powiedziałem o tym jak obecne w garażu osoby są mi bliskie, ale to nie prawda. Pisząc te słowa zadziałało to czego dzisiaj nauczyłem się z książki o treningu pamięci i przywoływaniu wspomnień, a to potwierdziło, że faktycznie zyskałem wspomniane w niej 10%. Ale wracając do głównego wątku - nie było to do końca prawdą ponieważ wcześniej wspomniałem swojemu przyjacielowi, współwłaścicielowi warsztatu, że jest mi bliższy od brata.

Trzęsąc się dalej, niepewny słów które wypowiadam, formułowałem naprędce zdania brzmiące jak słownikowe definicje. Starając się w ten sposób jak najtrafniej oddać to co czuję. Mam świadomość, że ciężko przekazać opisem stan emocjonalny komuś kto myśli inaczej, ale starałem się najlepiej jak potrafiłem. Przyniosło mi to straszną ulgę i odczułem zrozumienie. Uspokoiłem się i poczułem jak kamień spada mi z serca.

Kolejna rozmowa, którą odbyłem tego samego wieczoru juz w mniejszym gronie, dała mi zupełnie inne światło na problem z emocjami które odczuwam gdy mierzę się z wyobrażeniem oceny przez innych. Całokształt tamtego dnia wyzwolił we mnie przemyślenia na temat. Dlaczego ktoś miałby mnie oceniać? Dlaczego tak obawiam się krytyki? Skąd się wzięły takie przekonania? To tylko część pytań.

„Cześć, ty masz jutro urodziny? – usłyszałem znajomy głos w słuchawce. – Przepraszam… nie mogę…”

Przed zakończeniem połączenia usłyszałem jeszcze płacz. Miało to miejsce nazajutrz poprzednich wydarzeń. Był to całkowicie niespodziewany telefon, jednak równie niespodziewana była dla mnie moja własna reakcja. Jeszcze całkiem niedawno byłbym w stanie rzucić wszystko dla tej osoby, chyba nawet siebie w ogień - chociaż patrząc w przeszłość dobrze, że jedno z nas miało na tyle rozsądku żeby w ten ogień nie skakać, może mając świadomość, że za nim jest już tylko piekło.

„Kocham cię choć wiem, że nie możemy być razem. To boli ale dzisiaj wytrzymam. Na dłużej to to kosztuje zbyt wiele”

Nie mieliśmy kontaktu przez prawie rok i okoliczności wyprowadzki do innego miasta, choć może było to tylko pretekstem sprawiły, że spotkaliśmy się w najważniejszy dla mnie dzień w roku. Nie zatraciłem się w tym i nie żałuję. Pokazało mi to jak wiele osiągnąłem przez ostatni rok i zobaczyłem co może ktoś osiągnąć beze mnie. Poczułem się lepszą wersją samego siebie. Miałem wątpliwości, ale zrobiłem po swojemu. Załatwiłem transport, zorganizowałem plan, wykonałem kurs. Dziękuję za możliwość spędzenia wspólnie czasu.

Zwyczajowo nazywamy wisienką na torcie coś, co jest dodatkiem do czegoś dobrego. Ta która mi się dzisiaj trafiła, nie dość że z pestką, to była jeszcze jest kwaśna i nadpsuta. Dobrego w niej tyle, że była kolejną możliwością zmierzenia się z emocjami, a przecież w dzisiejszym wpisie orbituję wokół nich i radzenia sobie z nimi. Nie będę ukrywał - w lepszy lub gorszy sposób, ale tego oceniać nie zamierzam.

Kolejne spotkanie mojej nie-zdrowieniowej społeczności zostało odwołane. Dowiedziałem się o tym już po tym jak zostałem z niego wykluczony. Dlaczego? W konsekwencji wydarzeń z pierwszego wpisu w innej interpretacji. Nie mam nic więcej do dodania, poza idealnym na tą okazję kawałkiem.

„Uważaj jak tańczysz, bo życiowy parkiet bywa śliski, nie bądź jak agentura zbytnio towarzyski”