BLOG NALOGOWCA

Jest takie stare rajdowe przysłowie:

I jebło ciężko. Gdzieś w głębi czułem już wcześniej, że zbliża się koniec taryfy ulgowej, była obawa przed konsekwencjami ale nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Przyzwyczaiłem się, że szło w miarę gładko od tak dawna.

Odliczanie dni rozpoczęło się z 2 tygodnie wcześniej ogólnym podnieceniem. Nie można było ukryć, że ten nastrój udzielał się wszystkim zainteresowanym. Planowana od dawna data, organizacja, przygotowania, myślę że każdy z naszej grupy czuł swój wkład.

Spotkanie zaczęło się oficjalnie w samo południe w jednym z Warszawskich mieszkań od ochoczego podzielenia się tym z czym przyjechaliśmy. Jedna z dziewczyn zaproponowała mi coś od siebie, spróbowałem, posmakowało. Niefortunnie chwilę przed tym co zjadłem wcześniej, gubiąc się w czasie i tracąc poczucie kontroli. Wiedziałem, że ją zapamiętam. Ech... Dość rozpamiętywania. Relokacja. Na koniec Cząstka Boga. Przeżycie głębokie przez swą subtelność.

To właśnie od tych zdarzeń, rozpoczęła się realizacja pomysłu, który kiełkował w jednym z zakamarków Internetu i z czasem, okazał się dla mnie przełomowym - było nim spotkanie jednej ze wspólnot, umówmy się, że nie z tych zdrowieniowych. Połączył nas wspólny problem; albo rozrywka; na pewno miejsce. Podczas 2 dni jedni mniej, inni bardziej subtelnie zapisali się we wspomnieniach, ale z pewnością każdy po części.

Wyniosłym elementem tego spotkania i kamyczkiem węgielnym pod coś długoterminowego było postanowienie utrzymania dłuższego okresu abstynencji - do dnia kolejnego spotkania. Niestety okoliczności dały mi możliwość cieszenia się tym stanem trochę ponad miesiąc, co i tak po drobnych ustaleniach z samym sobą zaakceptowałem jako sukces.

W tej dziewczynie którą miałem zapamiętać - będąc pod wpływem, ulokowałem emocje. Motylki i te sprawy - dawno ich nie czułem. Niestety potoczyło się inaczej niż to sobie wyobrażałem, były pretensje do samego siebie, atmosfera nadmiernego żaru, ale w końcu udało się ze sobą i z pozostałymi stronami dojść do porozumienia. Wtedy zmieniło się coś, co nie było ruszane od dawna - moje wyobrażenie związku. Dawne przetrwało niezmienione od pierwszej miłości i wraz z kolejnymi latami i niedostosowaniem do czasów raniło kolejne osoby. Głupio popełniać wielokrotnie ten sam błąd, musiałem coś zmienić. Ale jeszcze głupiej nie popełniać błędów. Dalsze wnioski pojawiały się coraz szybciej w efekcie domina, m.in. błędne przekonanie o postrzeganiu innych osób przez pryzmat wyobrażenia zamiast przez obserwację, lęk przed odrzuceniem który najczęściej pchał w używki, czy błędna zamiana bliskości opartej na współrozumieniu na bliskość fizyczną.

Do ostatniej chwili siedziałem wryty, w dysonansie moralności i rządzy. Odpaliła się jedna z obsesji. Zrobiła pierwszy ruch, dalej zadziałał instynkt. Żałuję.